Użytkownik
Chodzi mi tutaj o wygląd zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny.
Offline
Nie lubię siebie, nigdy nie lubiłam. Próbuję się zmienić odkąd podjęłam terapię. Idzie mi to z różnym skutkiem, ale cieszę się, że coś się zmienia.
Nienawidzę faktu, że mam wadę zgryzu. Przez to miałam wiele nieprzyjemności, łącznie z prześladowaniem. Ludzie wmawiają mi anoreksję, bo jak same przyznałyście, jestem bardzo szczupła. Niektórzy chcą mnie nawet na siłę karmić, co nic nie daje.
Poza tym, widzę siebie ciągle jako dziecko. Ciężko mi ogarnąć fakt, że jestem dorosła.
I teraz będzie bardzo hardkorowo, ale nadal szczerze - jedynym momentem, w którym się sobie podobam i nie narzekam na siebie, jest chwila, gdy leżę naga przy moim chłopaku w ciemnej sypialni. Nic mi nie jest wtedy w stanie zepsuć nastroju.
Nie wiem, czy o to Ci chodziło, Ewangelino, więc jak coś, usunę to.
Offline
Użytkownik
Cleo, dokładnie o to.
Offline
Administrator
też jakoś zbytnio za sobą nie przepadam, doszłam do etapu, że toleruje siebie i jest okej.
tak myślę. przy czym więcej zastrzeżeń mam do swojego paskudnego charakteru, niż do wyglądu, bo wygląd jakoś mniej mnie rusza, nie jest idealny, ale są rzeczy ważniejsze od bycia ideałem. czasem się sobie podobam, czasem nie - nie ma reguły.
i generalnie myślę, że mając do siebie stosunek krytyczny można wiele osiągnąć - bo to (w odpowiednich proporcjach) motywuje, żeby nad sobą pracować.
Offline
Użytkownik
No to i ja dorzucę swoje trzy grosze.
Nie lubię tego, że dla ludzi którzy urazili mnie w najmniejszym stopniu, jestem wredna i gnębię ich.
Nie lubię swojej choroby.
Nienawidzę swojego ciała, a tym bardziej podłużnej twarzy.
Nie lubię tego, że nie potrafię się dobrze wysławiać.
Offline
Co Ci dolega? Czy można temu zaradzić?
Offline
Bardzo ciekawy temat. I ja jak większość często za sobą nie przepadam. W gimnazjum było najgorzej. Potem ciężko nad sobą pracowałam - zmieniałam wygląd i charakter. Zawsze chciałam być śmielsza, odważniejsza i silniejsza. Wciąż nad tym pracuję, choć bliscy wraz z psycholog mówią mi, że jestem bardzo silna. Ja twierdzę inaczej. Jedynym plusem jest to, że w poważnych sytuacjach jestem w stanie zachować zimną krew.
Ogólnie postrzegam siebie jako osobę delikatną, wrażliwą, trochę poważną, ale też i uśmiechniętą. Szczerze... nie znoszę być delikatna. Zauważyłam nawet ostatnio, że coraz mniej taka jestem. Może to przez ludzi, z którymi mam obecnie większy kontakt. Ale to dobrze. Doprawdy... Muszę być silniejsza.
Jestem też nerwowa. Czego nie znoszę. Błahe sytuacje, a ja już mam ochotę wszystkich pozabijać.
Offline
Ponarzekałam, to teraz mogę dostrzec plusy w sobie. Lubię to, że w każdej, nawet nieprzyjemnej sytuacji, potrafię znaleźć jakieś pozytywy; zaczynam domagać się tego, co mi się należy. Że mimo sprzeciwu rodziny postanowiłam dobrowolnie udać się do psychiatry i psychologa i zacząć się leczyć.
Lubię także to, że potrafię być zorganizowana, zaangażować się w pewne sprawy całym sercem i nie poddawać się.
Offline
Użytkownik
Cleo, to dobrze, że potrafisz to dostrzec.
Choruję na depresję, chyba... nie zdiagnozowano mi tego, podobno mam schizo, ale czuję, że to zła diagnoza i tak naprawdę mam to pierwsze.
Offline
Depresję można wyleczyć (mnie się udało), a schizo pięknie ograniczać, o ile się dba o szczegóły. Nic, poza kolejną wizytą u innego specjalisty nie mogę Ci poradzić.
Offline
Użytkownik
Byłam u wielu lekarzy i wszyscy to samo.
Offline
Ze mną różnie bywa, zależy od humoru.
Kiedyś nienawidziłam siebie, szczególnie w gimnazjum - prześladowanie, upokarzanie, codziennie słyszałam, że mam krzywą twarz, jestem brzydka i powinnam się zabić, więc stałam się bardzo przewrażliwiona. Byłam nieporadna, nie potrafiłam się bronić, ale jakoś to przetrwałam, nie dałam się zniszczyć. W liceum zaczęłam się powoli odbudowywać, pracować nad sobą. Luksus to nie był, ale nikt się już tak do mnie nie przyczepiał, a jak ktoś się przyczepił, to było nic w porównaniu z tym co przeżyłam w gimnazjum. Może dzięki temu stałam się bardziej odporna, silniejsza. Teraz tamci ludzie nawet na ulicy mnie nie poznają.
W dalszym ciągu czepiam się swojej twarzy, nie potrafię wyjść na miasto w związanych włosach, a jak przedziałek mi się nie układa w odpowiednim miejscu to dostaję szału, ale powoli staram się przełamywać.
Też mam krzywy zgryz, mówię szybko i niewyraźnie, a czasami gdy się denerwuję zdarza mi się jąkać, czego nie cierpię. W stresie nie potrafię się w ogóle wypowiadać, egzaminy ustne są dla mnie koszmarem.
Nie lubię tego, że nie radzę sobie w kontaktach z ludźmi, nie jestem komunikatywna.
Jestem zamknięta w sobie, kiedy nie mam nic do powiedzenia, nie mówię (ale gdy się przed kimś otworzę, potrafię być gadułą). Po prostu introwertyczka, ale i tak lepiej zrobić ze mnie grzeczną, nieśmiałą dziewczynkę, która siedzi cicho w kącie, nieporadne ciele, niż zrozumieć moją naturę.
Po za tym jestem sama. Dla facetów nadal jestem niewidzialna, brak przyjaciół, jedna dobra koleżanka z którą się rzadko widuję, więc różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy - skoro nikt nie chce się ze mną spotykać, albo wychodzić na miasto, lub chociaż czasem się odezwać, to muszę być beznadziejnym pasztetem i jeszcze nie wiem jak okropna, samoocena od razu spada w dół, ale potrafię sobie wytłumaczyć, że lepiej być samą, niż spotykać się z nieodpowiednimi ludźmi na siłę, żeby pokazać że nie jestem sama. Na ludziach też się już nieraz zawiodłam, więc wolę uważać. Może kiedyś przyjdzie czas, kiedyś bardziej to przeżywałam, ale teraz staram się zająć sobą. Za to cieszę się, że nigdy nie starałam się na siłę imponować ludziom. Wolałam zostać w swoim kącie, niż się dostosowywać, byle tylko mieć towarzystwo.
Nie lubię tego, że straciłam kontakt z ważnymi dla mnie osobami i nie potrafię tego naprawić,
Nie lubię mojego bałaganiarstwa i zostawiania niektórych rzeczy na ostatnią chwilę,
Nie lubię tego, że za bardzo się wszystkim stresuje, wszystko przeżywam i za dużo rozmyślam.
Lubię swoje poczucie humoru i dystans do siebie,
Lubię to, że w niektórych sprawach potrafię być konsekwentna i systematyczna,
Hmm... co jeszcze.?
Jest wiele rzeczy do poprawy. Czasami są dni, że mogę powiedzieć, że jestem fajna, lubię siebie, dobrze się czuję ze sobą. Są też dni, gdy bywa inaczej, ale w każdym razie cieszę się że nie czuję się już tak beznadziejnie jak w gimnazjum. Jeśli o to chodzi, chciałabym być bardziej stabilna.
Wiem, że to nieco chaotyczne, ale nie wiem ile jeszcze musiałabym nad tym postem siedzieć, żeby go właściwie zredagować. Może jest długi, może nawet napisałam za dużo, za bardzo się zagłębiłam, a to i tak nie wszystko co chciałam zawrzeć, ale taki mam dziś dzień.
Edit - po zobaczeniu objętości tego posta po opublikowaniu przeraziłam się.
Myślę, że mogę ogłosić te wypociny moim drugim najdłuższym postem, rozkręcam się.
Ostatnio edytowany przez mart991 (2014-07-16 21:52:54)
Offline
Administrator
Mart, piękny, długi ale wartościowy post.
mart991 napisał:
Na ludziach też się już nieraz zawiodłam, więc wolę uważać. Może kiedyś przyjdzie czas, kiedyś bardziej to przeżywałam, ale teraz staram się zająć sobą. Za to cieszę się, że nigdy nie starałam się na siłę imponować ludziom. Wolałam zostać w swoim kącie, niż się dostosowywać, byle tylko mieć towarzystwo.
myślę, że mam dość podobne podejście i Cię rozumiem. był kiedyś taki wierszyk, który wpisywano do pamiętników "nie miej przyjaciół zbyt wielu, bo często bywają fałszywi, niech liczba ich będzie niewielka, lecz za to niech będą prawdziwi". i ta zasada sprawdza mi się w życiu, mam niewielkie grono naprawdę bliskich znajomych, ale za to sprawdzają się zawsze i w 100%.
i myślę, że Ty też na pewno zdobędziesz takich przyjaciół.
Offline
Black Star napisał:
Mart, piękny, długi ale wartościowy post.
Wow, dzięki. Ja się w sumie dzisiaj zastanawiałam co wczoraj brałam... może herbatka zaszkodziła?
Black Star napisał:
mart991 napisał:
Na ludziach też się już nieraz zawiodłam, więc wolę uważać. Może kiedyś przyjdzie czas, kiedyś bardziej to przeżywałam, ale teraz staram się zająć sobą. Za to cieszę się, że nigdy nie starałam się na siłę imponować ludziom. Wolałam zostać w swoim kącie, niż się dostosowywać, byle tylko mieć towarzystwo.
myślę, że mam dość podobne podejście i Cię rozumiem. był kiedyś taki wierszyk, który wpisywano do pamiętników "nie miej przyjaciół zbyt wielu, bo często bywają fałszywi, niech liczba ich będzie niewielka, lecz za to niech będą prawdziwi". i ta zasada sprawdza mi się w życiu, mam niewielkie grono naprawdę bliskich znajomych, ale za to sprawdzają się zawsze i w 100%.
i myślę, że Ty też na pewno zdobędziesz takich przyjaciół.
I to jest chyba najlepsze podejście. Wierszyka nie znałam (albo nie pamiętam), ale trafiałam kilkakrotnie na teksty, że lepiej mieć jednego prawdziwego przyjaciela niż niż kilku fałszywych itp. W sumie czasami życie pokazuje, że najfajniejszych ludzi spotyka się w najmniej spodziewanych momentach, więc tego się trzymam i staram się mieć pozytywne nastawienie.
Offline
mart991 napisał:
Black Star napisał:
Mart, piękny, długi ale wartościowy post.
Wow, dzięki. Ja się w sumie dzisiaj zastanawiałam co wczoraj brałam... może herbatka zaszkodziła?
myślałam, że nie przeczytam jak zobaczyłam taki długi post. Ale jak zaczęłam to już nie mogłam przestać. Na samym początku napisałaś o okresie gimnazjalnym. Dobrze Cię rozumiem. Człowiek normalnie chodzi do szkoły, nikogo nie zaczepia... A i tak trafią się osoby, które traktują Cię w taki sposób, jakbyś zrobiła im ogromną krzywdę. Doświadczyłam tego i ja. Było to straszne, czułam się obrzydliwie. Ten ciągły strach mial skutek w nauce - byłam jedną z najgorszych uczennic. Wyników egzaminu gimnazjalnego nie pamiętam - świadomie chciałam zapomnieć i mi się udało. Nie mam zamiaru tego wspominać.
Dlatego gdy poszłam do liceum postanowiłam się zmienić. Właściwie to nawet na siłę starałam się być silniejsza i śmielsza. Zmieniłam też wygląd. W sumie to wszystko. I udało się. Za żadne skarby nie chciałam przeżywać tego drugi raz. Od tamtej pory jestem na tym punkcie przewrażliwiona i robię co mogę, żeby to się nie powtórzyło.
Przyjaciele? Nie martw się. Ja też nie mam Znajomi owszem, przyjaciół nie. Jeszcze niedawno myślałam, że jest inaczej, ale myliłam się. Oni już znaleźli innych. I tyle.
Szczęście mi się trafiło, że spotkałam na swojej drodze chłopaka, w którym się zakochałam ze wzajemnością. I mogę na nim polegać o każdej porze dnia i nocy. Tobie też tego życzę. Co prawda - czuje się czasami niedosyt, bo chciałby człowiek pogadać ze zwykła przyjaciółką. Ale widocznie jeszcze na to nie pora... Albo nie można mieć wszystkiego.
Piszę o życiu realnym, bo przez internet poznałam wspaniałą Cleo, która jest moją przyjaciółką i z tego się bardzo cieszę Nawet jeśli często nie gadamy to i tak... Ważne, że jest
Offline